Posty

Wyświetlanie postów z 2010

"Kreacja"

Dramat z 1984 roku, autorstwa Ireneusza Irydyńskiego. Ale małe hokus-pokus reżyserki (Bożena Suchocka) i tekst poraża swoją aktualnością. Oto młody manszard (Marcin Hycnar) przychodzi do podstarzałego malarza-amatora (Jerzy Radziwiłłowicz), genialnego kopisty, mężczyzny po przejściach, szpitalu psychiatrycznym, który mieszka w przerobionym na mieszkanie warsztacie ze swoją młodszą partnerką - Gosią (Anna Gryszkówna). W oryginalnym tekście manszard jest starszy od malarza. Pan przychodzi z propozycją na miarę Fausta - "ja stworzę cię całkowicie od nowa, pokieruję Twoją karierą, a Ty będziesz sławnym malarzem, sprzedającym z zyskiem swoje dzieła, od których będę brał 20%".  Stwarzanie rozpoczyna się od nadania imienia Janowi Nowakowi - na artystycznym chrzcie otrzymuje przydomek "Nikt" - i choć Pan znajduje jego filozoficzne uzasadnienie, to gdzieś w tle pobrzmiewa wskazówka "nie możesz być Kimś, nie możesz być nawet Każdym". Marionetka w rękach złowieszczeg

Boże Narodzenie

Obraz
Na tegoroczne Święta tekst z IV wieku, który urzekł mnie swoją aktualnością! Kazanie św. Grzegorza z Nazjanzu, wygłoszone w Wigilię Bożego Narodzenia w 379 r. (Mowa 38) "Chrystus się rodzi, wielbijcie Go; Chrystus z nieba przychodzi, wyjdźcie mu na spotkanie; Chrystus na ziemi, wznieście się na wyżyny niebios! Śpiewajcie Panu, wszystkie krainy (Ps 95,1), i – abym oba żywioły razem wymienił – niech cieszy się niebo i ziemia raduje (Ps 95,11 ), gdyż Pan niebios staje się mieszkańcem ziemi. Chrystus przybrał ciało – z drżeniem i radością wykrzykujcie: z drżeniem z powodu grzechu, z radością z powodu nadziei. (...) Uczcijmy to święto nie jarmarcznie, lecz bosko, nie na sposób świecki, lecz nadziemski, nie jako nasze, lecz jako Tego, który jest nasz, a raczej jako Tego, który jest Panem; nie jako święto słabości, lecz uzdrowienia. (...) Nie rozkoszujmy się hulankami i pijatykami (Rz 13,13). (...) Zostawmy to Hellenom i helleńskiemu przepychowi i obchodom! Oni nawet bogom przypis

"Wenecja"

Nagroda, którą Artur Reinhart zdobył w tegorocznej edycji Camerimage, za zdjęcia do filmu Jana Jakuba Kolskiego "Wenecja", przypomniała mi, że nic nie napisałam o tym tytule po jego obejrzeniu. Refleksja pierwsza jest taka, iż mimo średnio wygodnych krzeseł, duchoty i za małego ekranu, kina studyjne mają to "coś", co umila oglądanie. Film Kolskiego jest magiczny, jak wszystkie jego dzieła. I główna zasługa w tym właśnie owych bajkowych zdjęć, gdzie Wenecja zaczyna istnieć naprawdę, niczym Narnia. Tylko tu nie przechodzi się przez szafę, a schodzi do piwnicy. I złe charaktery też się zdarzają, jak to w filmach, których akcja dzieje się podczas II wojny światowej... Jest to też kolejny z filmów, którego zakończenie wprowadza dysonans w całą historię. Choć może właśnie o to chodziło reżyserowi. Życie pełne jest dysonansów. W dodatku jeśli coś nas nie zachwyca do końca, to myślimy o tym częściej niż o harmonijnym dziele bez zgrzytów... Czy doskonałość jest nudna?

Kolejny koniec świata

A może to Adwent i jego pierwsza część, w której tematem głównym jest oczekiwanie na Paruzję wywołuje te wszystkie śnieżne armagedony? Według Apokalipsy św. Jana jednym ze znaków końca świata mają być spadające z nieba gwiazdy. W przedszkolu i szkole podstawowej zawsze wycinało się płatki śniegu w formie gwiazdek... Konkluzja sama ciśnie się na usta. Tak, to już :) Rok 2012 nadszedł wcześniej. Może też z powodu końca świata, kiedy oddzielane są kozły od owiec, wychodzi na jaw prawdziwa natura człowieka? Pomóc komuś podczas śnieżnego i zimnego popołudnia, po kilku godzinnej jeździe w korkach, wymaga chyba bycia dobrym naprawdę, a nie tylko od święta. Jeśli tak, to Niebo będzie raczej pustawe... A w Piekło będzie polegać na staniu w korku :p To są moje refleksje po poniedziałkowej traumie. Bo poza tym - zima jest piękna. Na dowód czego piosenek kilka: Na całej połaci śnieg Let it snow Pada śnieg Choć niektórzy Królowej Śniegu nie lubią: Piosenka o Królowej Śniegu

"Ojczyznę kochać trzeba i szanować"

Ojczyzna, czyli ziemia ojców, o którą należy dbać całym swoim sercem i całą swoją duszą.   Mam problem z przynależnością. Do Ojczyzny wielkiej na razie nie, do małej - owszem. Taki na przykład casus warszawianina/warszawiaka. Niektórzy rozróżniają te dwa pojęcia, nie tylko językowo - drugie jest potoczne - warszawianin to mieszkaniec Warszawy z urodzenia, z pochodzenia rodziny, warszawiak to przyjezdny. Nie urodziłam się w Warszawie, nie urodzili się tu moi rodzice (jedno jest z Wielkopolski, drugie przyszło na świat na Mazurach). Spowinowacona ze stolicą jestem przez ciocię, żonę brata mojej mamy, która była rodowitą warszawianką z rodziców. Jak na razie większość życia spędziłam pod granicą z Białorusią. A jednak mieszkam w Warszawie od 10 lat, płacę podatki, zarejestrowałam się na liście wyborczej w mojej dzielnicy, interesuję się sprawami miasta, bardzo je lubię i chwalę na każdym kroku. Mimo wszystko odmawia mi się miana warszawianina, odsądza od czci, oskarża, że na święta wyje

Zakładki

Wolny czas między cmentarnymi spacerami postanowiłam wykorzystać na przeczytanie odłożonych artykułów. Tych znalezionych w internecie i tych z różnych czasopism przeze mnie kupowanych. Tak więc na podłodze piętrzy się stos papieru, a "Zakładki" w przeglądarce ciągną się w nieskończoność. Odkładane z przeświadczeniem, że kiedyś znajdę na to czas i przejrzę, przeczytam. A to wszystko w poczuciu, że tyle wartościowych rzeczy się dzieje, ukazuje, a ja nie jestem w stanie ogarnąć tego wszystkiego. I głos z tyłu głowy, że powinnam o czymś wiedzieć, na czymś jeszcze się znać. Życie w globalnej wiosce, także kultury i nauki, nie jest łatwe. Im więcej wiesz, tym bardziej jesteś poważany, choć przecież nie da się wiedzieć wszystkiego.  Selekcja wiadomości też nie należy do najłatwiejszych. Leonardo da Vinci w XXI  wieku to projekt raczej niemożliwy. Wyjścia są dwa. Można swoją ograniczoność zaakceptować i robić swoje - żyć "tu i teraz" z umysłem otwartym na nowe doświadczeni

Samo sedno

Szymon Hołownia trafił w samo sedno: Wszyscy jesteśmy szaleńcami Bo poza tym, przestałam czytać newsy polityczne.

W krainie dreszczowców

Mój prawie dziewięcioletni bratanek napisał ostatnio dreszczowiec, jak sam nazwał swoją twórczość. Ponoć jest straszny. Na tyle, ze jego sześcioletnia siostra naprawdę się bała, kiedy brat jej to czytał. Chłopaku, bierz się do roboty, bo jeżeli mistrzem horrorów jest Stephen King, to nie widzę w jasnych barwach przyszłości ludzi spragnionych strachu w książce na dobrym poziomie. (Choć może "jasne barwy" w przypadku horrorów to nie jest najlepszy związek frazeologiczny.)  Gdyby ktoś nie odczytał moich zawiłych myśli krytycznoliterackich, to napiszę wprost - Stephen King jest grafomanem. I to takim, którego nie da się czytać. Na ironię zakrawa fakt, że wydał poradnik, jak zostać pisarzem. Też grafomaństwo, w dodatku z charakterystyczną manierą. Przy pierwszej książce (a zaczęłam ich czytać kilka, żadnej nie skończyłam), myślałam, że może to wina tłumacza, ale angielski oryginał szybko wyprowadził mnie z błędu.  I tak oto, po fantastyce, kolejna przestrzeń literacka bardzo skute

Z pamiętnika młodego kierowcy

Będąc młodym kierowcą... Poruszanie się po dużym mieście małym samochodem, któremu niektórzy odmawiają nawet tego miana, jest dla mnie powodem wielu radości. Po pierwsze, cieszą mnie miny panów po trzydziestce w wypasionych brykach, kiedy widzą młodą (w miarę) blondynkę za kierownicą malucha. Po drugie, niezmiernie, bardzo niezmiernie, raduję mnie parkowanie w stolicy. Podczas gdy inni użytkownicy dużych pojazdów z trudem znajdują wole miejsce na postój, ja zmieszczę się nawet na najwęższym końcu wysepki. Po trzecie, jak na razie jestem zadowolona z faktu, że nie muszę nikogo wyprzedzać. Nawet przy maksymalnej prędkości 95 km/h i tak wszyscy wyprzedzają mnie na trasie. Jedyne, czemu nie daję się wyprzedzić (stąd ta zawrotna prędkość) to tiry. Wyprzedzanie malucha przez tira grozi wessaniem pod koła tegoż lub wylądowaniem w rowie. A jeszcze jak samochodzik nie jest wyładowany... Uuuu... (Ilość "wyprzedzania" w "po trzecie" jest zatrważająca, tym bardziej, że syno

Przebieranki

Niemiecki film "Wszyscy inni" w reż. Maren Adu o, hmm..., o poszukiwaniu i chyba jednak o miłości i o tym, że rozmawiać o niej jest trudno. I ciągle trzeba nakładać kolejne stroje, by odnaleźć ten leżący idealnie. Performatywność, która nigdy się nie kończy i która jest podstawą istnienia (zob. Erika Fischer-Licht, Estetyka performatywności ). Nieustanne przebieranki w naszej głowie, żeby dostosować się do wszystkich innych, zmienić się dla bliskiej osoby, odnaleźć siebie. A słowa niewiele znaczą albo znaczą zbyt wiele i nie sposób ich wypowiedzieć. Choć może ta trudność wynika stąd, że gdzieś z tyłu głowy mamy zakodowane przeświadczenie jeszcze z okresu dominacji kultury oralnej, że słowa naprawdę ważne, wypowiedziane - mają moc magiczną i spełniającą. A być na serio jest wyzwaniem. Łatwiej się przebrać, nawet w najgłupszy strój, niż stanąć nago - z nagą duszą.

Mobilizacja

Wprawdzie nie wojskowa, ale jesień idzie, może więc pora na mobilizację do działania. Wakacje, nawet spędzane w większości w domu, działają demobilizująco, destrukcyjnie, spowalniająco, unieruchamiająco, odwlekająco i parę innych -ąco... Ach, wygrać w totka i spędzać dnie na czytaniu głupawych artykułów w internecie z serii: Najlepsze kieliszki do wina, Mowa ciała, Sekrety rozkoszy, Siła afirmacji itp. Kiedyś już pisałam o zabójczej mocy poradników. Te w internetowej formie są jeszcze gorsze... A mimo wszystko na nie klikam... Stąd powrót do starej dobrej literatury  i powieści sprzed odruchu linkowania. Na przykład Buddenbrookowie . No i powieść autora niezwykle trafnego artykułu o współczesnym czytelnictwie w Tygodniku Powszechnym.

Siła perswazji

Obraz
Odezwa skierowana do kobiet polskich w 1920 roku:

Zielennie

Miasto to zielone jest. Zielennie się parczy, skweruje, drzewi, trawniczy, kwietniczy. Malkontenci widzą tylko Dworzec Centralny. A tuż obok drzew mnóstwo okala dar Stalina. Park Skaryszewski, Park Szczęśliwicki, Park Moczydło, Park Praski, Ogród Saski, Park Bródnowski, Łazienki, Powsin. Internet podaje, że aż 38. Zielony Żoliborz, pieprzony Żoliborz. Zielona Ochota. Zielony Wilanów. Zielone brzegi Wisły. Rezerwat na Bielanach i sarny pod uniwersytetem. Lisy na Saskiej Kępie. Zielono mi. Warszawa kocha wiosnę i lato. Zima nie lubi Warszawy - smutno i szaro.

Pierwiastki

Jechałam dziś w pociągu z sześciolatkiem, który z prawdziwą pasją opowiadał mi o pierwiastkach, Tablicy Mendelejewa, związkach chemicznych, izotopach. Nie wyglądał na kujona. Taki słodki dzieciak, któremu spodobał się mój kot. Dzięki niemu dowiedziałam się, skąd nazwa baterie alkaliczne. Miłosz zamierza odkryć co najmniej dwa pierwiastki i szuka dla nich nazw. I zdobędzie Nagrodę Nobla. Nie zdziwiłabym się. Pasja jest najważniejsza.

Burza z piorunami

Pan Bóg postanowił oczyścić atmosferę przed Pałacem Prezydenckim i nad Warszawą rozszalała się potężna burza. Deszcz przeszedł, ale agresji obrońców krzyża i ich przeciwników nie zagłuszyły grzmoty i szum ulewy. Atmosfera znowu zgęstniała. Istne hydropiekłozstąpienie. Słucham tej piosenki. "Słuchaj, Noe Chciałbym na słówko: Wiesz, tak między nami, to jestem człowiekiem zaniepokojony. By nie rzec: rozczarowany. Bo miałem ambicję stworzyć taką rezolutną rasę, a wyście to tak po ludzku, po ludzku spartolili. jestem piekielnie sfrustrowany Płyń, płyń Noe płyń i żyj, a utop to kim byłeś. Płyń, płyń Noe płyń i żyj, jak nawet nie śniłeś. Wiesz sam, jak nie lubię radykałów. Ale, na Boga, nie spałem całą noc i podjąłem decyzję: Zsyłam na Ziemię potop, mój mały Noe, mój Ptysiu Miętowy. zsyłam potop, potop! Utopię waszą utopie. Utopię waszą utopie. Ja Utopię waszą utopie. Utopię w potopie. Zarządzam pełne zanurzenie Utopię waszą utopie. Utopię w potopie. Hydr

Sąsiedzi

Kiedy pada słowo sąsiedzi, zawsze kojarzy mi się ono ze znaną dobranocką i charakterystyczną, monotonną melodią, która po jakimś czasie zaczynała mocno irytować. Ale tym razem będzie o innych relacjach. Ponieważ nigdy nie miałam wychodzącego zwierzaka w domu (rybki wszak w żadne interakcje nie wchodzą), ze zdziwieniem obserwuje, jak posiadanie kota wpływa na zacieśnianie więzów sąsiedzkich. W ciągu dwóch tygodni, od kiedy Chianti jest u mnie, rozmawiałam z większą ilością mieszkańców kamienicy niż przez półtora miesiąca mieszkania tutaj. A kiedy wyszłam dziś z kotem na dwór, to na dodatek poznałam chyba troje sąsiadów z pobliskich budynków. A mały biały kotek w różowych szelkach (bo innego koloru akurat nie było) - wygląda przerażająco słitaśnie i słodziakowo... I całe szczęście, że mam Chianti - dzięki niej nie usłyszałam wyrzutów za wczorajszą kolację ze znajomymi, która zaowocowała powstaniem piosenki na motywach pt. "Żal", którą, dzięki otwartym z powodu upału oknom, us

Kot w dom, radocha w dom

Otóż i nadeszła ta wiekopomna chwila, kiedy kot zawitał do mojego domu, a Brazylia przegrała z Holandią w meczu ćwierćfinałowym Mistrzostw Świata w piłce nożnej 2010. I choć kibicowałam "kanarkom", to włażący mi do góry po nogawce kot sprawia, że nie za bardzo przejmuję się wynikiem meczu. Mimo że kotka przebywa u mnie od wczoraj, zdążyła już pobić się z dywanem, wspiąć się na tapczan i fotel, poplątać kable, obsikać raz podłogę, walczyć z moją stopą w kapciu. Normalnych kocich zabawek się boi...

Kalejdoskop w fotoplastykonie

Jeden z odcinków serialu Seks w wielkim mieście kończy się słowami głównej bohaterki: "Dziewczyna, która opanowała mechaniczną skrzynię biegów, poradzi sobie w życiu". Ta, dla mnie, oczywista oczywistość, na którą pierwszą reakcją był śmiech, uświadomiła mi jednak starą prawdę, że "oczywista oczywistość" nie istnieje. Toteż każda relacja (miała być - ludzka, ale dotyczy to także komunikacji na linii człowiek - zwierzę, a w moim przypadku również czasami człowiek - komputer) oparta jest tak naprawdę na założeniu, że chodzi nam mniej więcej o to samo. I z taką ufną wiarą przystępujemy do budowania kontaktów z innymi. A po jakimś czasie może okazać się, że oczywista dla mnie umiejętność prowadzenia samochodu z mechaniczną skrzynią biegów, czego wymagano ode mnie podczas kursu, na egzaminie oraz do czego zmuszają polskie realia, może okazać się dla kogoś prawdziwym wyzwaniem i wpłynąć na jego sposób patrzenia na świat... Wszystko zmienia się więc jak w kalejdo

Znajome opowieści

Cud u dyrektora Brat znajomego został zaproszony przez swojego dyrektora na imprezę do jego domu z ogrodem. Brat miał bulteriera, psa z zabójczymi szczekami, którego przyprowadził ze sobą, dyrektor zaś szczeniaczka o wyglądzie pluto. Panowie popili sobie, bulterier biegał po ogrodzie. W pewnym momencie przybiegł, trzymając w żelaznym uścisku swoich szczęk plutowego szczeniaczka, oczywiście już nieżywego. Wizja wściekłego dyrektora i ewentualnych konsekwencji zachęciła Brata i jego kolegów do kreatywności - postanowili podrzucić martwego zwierzaka na balkon, żeby wyglądało na to, że samemu mu się zdechło. Co postanowili, to też zrobili. Impreza trwała dalej w najlepsze. W pewnym momencie pojawia się zdziwiony dyrektor i obwieszcza, że zdarzył się cud! Jego szczeniak, który zdechł trzy dni wcześniej i został zakopany, pojawił się na balkonie... Po pierwsze: nie przeszkadzać! Biblioteki staja się coraz bardziej nowoczesne. Na początku funkcjonowania nowego gmachu Biblioteki Uniwersyte

Pozbierane, zasłyszane, obejrzane

W audycji "Dzieci wiedzą lepiej" w Trójce: p. Katarzyna Stoparczyk: Kto to jest Polak? dziecko: Polak to ten, kto mieszka w polu. .... Rozmowa dwóch na oko czternastolatków i to mało wyględnych: - Pójdziesz na byle jaki basen, to coś wyrwiesz albo przynajmniej popatrzysz... .... Chłopak biegnie z psem, wyglądającym jak skundlony seter. Pies z wyraźnym ociąganiem poddaje się joggingowej pasji swojego pana, który ciągnie go za smycz i woła: "No biegnij, dawaj". Pysk zwierzaka wskazywał na jego "nie chcę mi się, za jakie grzechy...".

Ochotne oswajanie przestrzeni

Nowe mieszkanie, nowa dzielnica, nowe ścieżki do wydeptania. Etap 1. Oswajanie mieszkania Meble, zdjęcia, zapachy, przestrzeń dostosowana do codzienności, dopracowywanie swojskości, początkowa nieśmiałość wobec sąsiadów, mimo wszystko jeszcze poczucie obcości, dezorientacja zaraz po przebudzeniu. Silne postanowienie, że wyrzucę zbędne rzeczy, niedokończone rozpakowywanie zapakowania poprzedniego mieszkania. Etap 2. Oswajanie okolicy Poszukiwania dróg wyjścia z domu, przystanki, tramwaje, autobusy, zadziwienie różnorodnością połączeń. Zwiedzanie sklepów z najtańszymi i najwygodniejszymi opcjami, odkrywanie lokalnych zakamarków, osiedlowych zaułków i smaczków (jak sklep z winami czy studio florystyczne). Rozglądanie się za kawiarnią, bankomatem i ewentualną jadłodajnią. Wyznaczanie nowej trasy biegowej. Przyglądanie się okolicznym mieszkańcom. Etap 3. Zmiana adresu Jaką jeszcze instytucję powinnam powiadomić o zmianie miejsca zamieszkania? "Ludzie żyjący 'w bałaganie'

Miasto kotów

Obraz
Tym, co oprócz śmieci rzuca się w oczy przyjeżdżającemu do Istambułu (a nawet w ogóle do Turcji), jest ogromna ilość kotów. Widzi się je na każdym prawie kroku (no, może poza centrami handlowymi i nowoczesnymi wieżowcami). Kot w islamie - normalna rzecz, w przeciwieństwie do psa. W Turcja walka miłośników owych gatunków zdecydowanie przechyla się na szalę tych pierwszych. Posiadanie psa to wyraz "zachodniego ducha", który dociera także nad Bosfor. Ale hodowli podlegają  przede wszystkim rasy europejskie - mieć boksera, wilczura czy pitbula to wielki szpan (szkoda tylko zwierząt, które nie mają się gdzie wybiegać). Tamtejsza rasa "kundla" to olbrzym, przeważnie brązowo-żółtawej maści. Potrafią włóczyć się hordami i być postrachem osiedli. W większych miastach, przynajmniej na zachodzie, problem ten rozwiązano w ten sposób, że psy posiadające właścicieli są zachipowane. Reszta - raczej na odstrzał. Są też psy pasterskie - w górach. Ale one też do pieszczochów nie n

Śpiewnie

O prawdziwym śpiewie. Przeciw nicnieznaczeniu słów i upokarzającej istotność muzyce. "Świat, badany myślą rozśpiewaną i upojną, bliższy jest może prawdy niż ów drugi, postrzeżony myślą suchą, ubiegającą się o zaszczytne miano ścisłej. (...) Oddzielne, pochwycone w godzinie śpiewu przedmioty zatracają narzucone sobie życiem codziennym znaczenia, wypełniając się nagle treścią, która je splata razem w jedną nierozerwalną harmonię. Jakaś, że się tak wyrazimy, asocjacja wszechświatowa pozwala słowom śpiewaniem przywołanym stanąć obok siebie, zestawić się, zespolić w zdanie, które jeszcze przed chwilą było obce i niedostępne dla tych zbyt ściśle określonych i odgraniczonych od siebie pojęć. (...)   Odzyskują harmonię naruszoną, raj utracony, w którym każde porównanie, każda przenośnia przypomina im o tajemnej łącznicy, o odwiecznym pokrewieństwie, o dziwnej - mimo różnic - tożsamości. W poczuciu tego pokrewieństwa i tożsamości łączą się skwapliwie - barwa z kształtem, k

Tureckie jedzenie

Obraz
Czas obalić wszechobecną w Polsce (a i w wielu krajach europejskich) opinię, że tureckie jedzenie to kebab w okrągłej bule z sosem. Historia ilustrowana :) Będąc kiedyś na południu Turcji poprosiłam o kebab. Jakież było moje zdziwienie, kiedy dostałam podane na talerzu mięso kebabu z pilawem (specyficznie robionym ryżem), pieczonym pomidorem, sałatą i cebulą. (Tu akurat ilustracji brakuję, nawet w internecie nie mogłam znaleźć.) Przypiekane na ruszcie mięso nazywa się döner (pochodzące od słowa - obracać się). Żeby dostać zawijany kebab, trzeba zazwyczaj poprosić o Döner Dürüm .  Döner Kebap to właśnie danie, o którym pisałam. Döner Ekmek - to samo mięso, tylko w chlebie przypominającym bułkę wrocławską. Döner Pide zaś, to właśnie "kebab na grubym". Jak widać, możliwości przyrządzania zwykłego döner jest mnóstwo. Przy czym, uwaga, nie ma tam żadnego sosu!!! To europejski (najprawdopodobniej niemiecki) wymysł. W ramach dodatków proponuje się zaś czasami niezwykle ost