"Kreacja"

Dramat z 1984 roku, autorstwa Ireneusza Irydyńskiego. Ale małe hokus-pokus reżyserki (Bożena Suchocka) i tekst poraża swoją aktualnością. Oto młody manszard (Marcin Hycnar) przychodzi do podstarzałego malarza-amatora (Jerzy Radziwiłłowicz), genialnego kopisty, mężczyzny po przejściach, szpitalu psychiatrycznym, który mieszka w przerobionym na mieszkanie warsztacie ze swoją młodszą partnerką - Gosią (Anna Gryszkówna). W oryginalnym tekście manszard jest starszy od malarza. Pan przychodzi z propozycją na miarę Fausta - "ja stworzę cię całkowicie od nowa, pokieruję Twoją karierą, a Ty będziesz sławnym malarzem, sprzedającym z zyskiem swoje dzieła, od których będę brał 20%". 
Stwarzanie rozpoczyna się od nadania imienia Janowi Nowakowi - na artystycznym chrzcie otrzymuje przydomek "Nikt" - i choć Pan znajduje jego filozoficzne uzasadnienie, to gdzieś w tle pobrzmiewa wskazówka "nie możesz być Kimś, nie możesz być nawet Każdym". Marionetka w rękach złowieszczego demiurga (bo tak kreuje swoją postać Hycnar - piękny bożek spełnienia) dostaje do czytania odpowiednie lektury, które mają ukształtować jej duszę. Pan wymyśla również tematykę kolejnych cykli, nagrywa wystawy, wywiady (a raczej sam je pisze w imieniu Nikta, podobnie jak wpływa na recenzje po wystawie). Amator-kopista ma tylko malować. A obok krąży wysłannik Pana - Gosia, która staje się jego kochanką.
Ale, jak wiadomo, lalki też potrafią się zbuntować. Chociaż Nikt się nie buntuje, ale niczym Golem - wymyka się z rąk swojego twórcy i zaczyna żyć własnym życiem. Samozwańczy stworzyciel, inaczej niż Pan Bóg, nie daje swojemu stworzeniu wolności, w złudnym poczuciu kontroli i bezpieczeństwa. Ale wolność jest warunkiem koniecznym istnienia i Nikt ożywa, kiedy podejmuje wybór wolności. Nie kończy się to zbyt dobrze dla Pana...

Sztuka nie najgorsza, ale i nie najlepsza.  Oszczędna scenografia to dobre tło dla historii. Lekko psychodeliczna muzyka. Aktorsko był to dialog Radziwiłłowicza i Hycnara, bo postać Gryszkównej zakłada poboczność i umiar. Nikt Radziwiłłowicza to doprawdy człowiek na zakręcie - zdziwiony, zmęczony, czasem przerażony, w końcu wizjonerski. Pan Hycnara - pełen maniery, która może nieco irytować, choć, z drugiej strony, lisia natura manszarda musiała zostać jakoś wygrana. Najlepsza scena - szczera rozmowa dwóch mężczyzn, kiedy Pan ukazuje słabość, a Nikt - siłę i wszystko to bez zbytniej emfazy, co pozwala tej scenie wybrzmieć.

Zakończenie - z hukiem. Zasłona przybytków rozwarła się na dwoje. Tylko że ja nie lubię huku...

Zastanawiałam się, czy sztuka nie powinna nazywać się "Stworzenie", ale "Kreacja" jest jednak bardziej odpowiednia. Wszak akt stworzenia przynależy tylko Bogu, a człowiek może w tym akcie co najwyżej mieć udział albo poprzestać na imitacji stworzenia, która usiłuje dorównać boskiemu działaniu (łac. creatio - stworzenie).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Wspominactwo i inne religie"

Sztuka dla sztuki raz jeszcze, czyli o nie zadawaniu pytań