Kalejdoskop w fotoplastykonie

Jeden z odcinków serialu Seks w wielkim mieście kończy się słowami głównej bohaterki:
"Dziewczyna, która opanowała mechaniczną skrzynię biegów, poradzi sobie w życiu".
Ta, dla mnie, oczywista oczywistość, na którą pierwszą reakcją był śmiech, uświadomiła mi jednak starą prawdę, że "oczywista oczywistość" nie istnieje. Toteż każda relacja (miała być - ludzka, ale dotyczy to także komunikacji na linii człowiek - zwierzę, a w moim przypadku również czasami człowiek - komputer) oparta jest tak naprawdę na założeniu, że chodzi nam mniej więcej o to samo. I z taką ufną wiarą przystępujemy do budowania kontaktów z innymi. A po jakimś czasie może okazać się, że oczywista dla mnie umiejętność prowadzenia samochodu z mechaniczną skrzynią biegów, czego wymagano ode mnie podczas kursu, na egzaminie oraz do czego zmuszają polskie realia, może okazać się dla kogoś prawdziwym wyzwaniem i wpłynąć na jego sposób patrzenia na świat...

Wszystko zmienia się więc jak w kalejdoskopie albo fotoplastykonie, bo do -nastego roku życia te dwie rzeczy znaczyły dla mnie jedno i to samo. Między innymi rzutowało to na mój odbiór literatury, kiedy zaczytywałam się powieścią Krystyny Siesickiej właśnie pod tytułem Fotoplastykon. Chociaż trzeba przyznać, że obydwa urządzenia zmieniają perspektywę.

Czas wybrać się w niedzielę do warszawskiego fotoplastykonu, a może na bazarze na Kole znajdę taki stary kalejdoskop... Urządzenia do wybijania z rytmu codzienności.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z górzystej perspektywy

"Wspominactwo i inne religie"