"Ojczyznę kochać trzeba i szanować"

Ojczyzna, czyli ziemia ojców, o którą należy dbać całym swoim sercem i całą swoją duszą. 
 Mam problem z przynależnością. Do Ojczyzny wielkiej na razie nie, do małej - owszem.

Taki na przykład casus warszawianina/warszawiaka. Niektórzy rozróżniają te dwa pojęcia, nie tylko językowo - drugie jest potoczne - warszawianin to mieszkaniec Warszawy z urodzenia, z pochodzenia rodziny, warszawiak to przyjezdny. Nie urodziłam się w Warszawie, nie urodzili się tu moi rodzice (jedno jest z Wielkopolski, drugie przyszło na świat na Mazurach). Spowinowacona ze stolicą jestem przez ciocię, żonę brata mojej mamy, która była rodowitą warszawianką z rodziców. Jak na razie większość życia spędziłam pod granicą z Białorusią. A jednak mieszkam w Warszawie od 10 lat, płacę podatki, zarejestrowałam się na liście wyborczej w mojej dzielnicy, interesuję się sprawami miasta, bardzo je lubię i chwalę na każdym kroku. Mimo wszystko odmawia mi się miana warszawianina, odsądza od czci, oskarża, że na święta wyjeżdżam do mamy.

Wracam więc do miasta mojego urodzenia, gdzie również odmawia mi się prawa do uważania się za rdzennego mieszkańca, bo nie to wyznanie, nie ten język. Co z tego, że moi dziadkowie sprowadzili się tu zaraz po I wojnie światowej, kiedy miasto zaczęło dopiero powstawać, a pradziadkowie wielu moich znajomych mieszkali w okolicznych wioskach. Tu też nie jestem swoja.

Okazuje się zatem, że nie mam prawa do małej ojczyzny, żadnej. Moja tożsamość związana z miejscem jest rozparcelowana. Czuję, że należę do Warszawy, ale z Mazowszem mam już mniejszy kontakt. Regionalnie bliżej mi do Podlasia. (Tylko czy warszawiacy też czują się związani ze swoim regionem? Bo region ze stolicą nie za bardzo - co ujawnia się w sporach o unijne dotacje). Gdzie, u licha, jest ta moja Mała Ojczyzna? Zazdroszczę więc tym wszystkim zakorzenionym, rodzinnie lub mentalnie, w swoim terenie. Moje korzenie tkwią w kilku ziemiach. Chciałabym, żeby w każdej z nich kiełkowało. Życie nomada nie jest w końcu takie złe.

Komentarze

  1. A czym Agnieszko miałoby się owe związanie z regionem objawiać? Pytam, bo też się czasem nad tym zastanawiam. Czy to, że mieszkam od pięciu lat w Warszawie czyni mnie warszawiakiem? Czy to, że płacę tu podatki i od roku jestem zameldowany? Czy może to, że wżeniłem się w rodowitą rodzinę warszawską?
    Czy to, że do zeszłego roku byłem zameldowany w Zielonej Górze czyni mnie zielonogórzaninem? Mimo tego, że nie pasjonuje mnie żużel.
    Czy to, że urodziłem się we Wrocławiu czyni mnie wrocławianinem? A może wyznacznikiem jest ilość lat spędzona w poszczególnych miastach?
    18 lat - Wrocław
    10 lat - Zielona Góra
    5 lat - Warszawa
    Nie wspomnę o dziadkach, którzy przyjechali z Wilna i Lwowa, z czego jedni zahaczyli jeszcze Jelenią Górę, Sanok i Strzelin.
    Skoro grób dziadków jest we Wrocławiu a matki w Zielonej Górze to gdzie jest to moje miejsce?

    A może nasze miejsce jest wszędzie gdzie byliśmy, jesteśmy i będziemy i nie ma miejsc lepszych czy gorszych. "Tam skarb Twój, gdzie serce Twoje". A ja darzę takim samym sentymentem wszystkie te miejsca, z każdym wiąże się dużo wspomnień i sentymentów. Więc jeśli ktoś mówi, że nie jestem warszawiakiem to ma rację. Jestem w lepszej sytuacji, bo mam więcej miejsc które darzę sympatią i do których zawsze mogę wrócić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Warszawiakiem to Ty jesteś, nie jesteś warszawianinem ;)
    A serio - naszą tożsamość określa też miejsce, z którym się identyfikujemy. Przynależność do wielu, też na nas wpływa. Tak więc lwowska mentalność odziedziczona po Wrocławiu też jakoś Cię kształtuje. I dlatego masz rację, że poniekąd jesteśmy w lepszej sytuacji niż tzw. rdzenni mieszkańcy różnych miast, którzy nie mają doświadczenia innej przestrzeni.
    I nie chciało mi się rozwijać wątku narzekania na przyjezdnych niektórych "rdzennych" warszawiaków, którzy nie czają, że bez napływu "nowej krwi" to miasto by nie istniało i zagarniają dla siebie wyłączność mieszkania w stolicy.
    A mój problem wynika z tego, że zarówno w stolicy, jak i w Hajnówce zawsze znajduje się ktoś, kto odmawia mi prawa bycia u siebie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Z górzystej perspektywy

"Wspominactwo i inne religie"