Wisła


Dziś o królowej polskich rzek. Rzeczywiście, ma ona w sobie coś królewskiego, a na mnie działa jak magnes.

Wracając ostatnio z zagranicznej wojaży, w samolocie rozmyślałam, że wcale nie chce mi się wracać, że Toskania taka piękna i że w ogóle dobrze mi tam było. Ale kiedy zbliżaliśmy się już do Warszawy i przez okno zobaczyłam Wisłę, poczułam, że jestem przecież w domu, a rzeka mnie wita tymi swoimi zakrętasami.


Od 10 lat, od kiedy mieszkam w stolicy, zawsze przychodzę nad Wisłę, kiedy jest mi źle, kiedy muszę pozbierać myśli, kiedy chcę choć przez chwilę nie myśleć albo po prostu chcę odpocząć. I zawsze wracam uspokojona. A rzeka nadal płynie... Lubię obserwować jej nurt, sprawdzać, za każdym razem, kiedy przejeżdżam przez most, jak wysoki jest jej poziom, czasem urwać się na wino, pite z plastikowych kubków pod osłoną wieczornej ciemności. A najlepiej położyć się w trawie lub na piasku i po prostu leżeć i oddychać.


Wisła zawsze poczeka.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z górzystej perspektywy

"Wspominactwo i inne religie"