Blogowo - teatralnie "Wiarołomni"


"Sztuka zatem jest odtworzeniem życia duszy we wszystkich jej przejawach, niezależnie od tego, czy są dobre lub złe, brzydkie lub piękne. (...) Sztuka jest objawieniem duszy we wszystkich jej stanach, śledzi ją na wszystkich drogach, wybiega za nią we wieczność i wszechprzestrzeń, wgłębia się z nią w praiły bytu i sięga w tęczowe szczyty" 
(S. Przybyszewski, Confiteor, [w:] Na drogach duszy, Kraków 1900).

Reżyser i aktorzy musieli zmierzyć się z co najmniej dwiema legendami - scenariuszem, napisanym przez Bergmana, a który nawiązywał do jego osobistych doświadczeń, oraz filmem Liv Ullmann. Myślę, że z konfrontacji właśnie z tymi legendami zrodziło się tak wiele nieprzychylnych recenzji spektaklu.
A przecież klasa tekstu objawia się również w tym, że można go odczytywać na wiele różnych sposobów i każdy artysta odnajdzie w nim nowe pokłady znaczeniowe.

Artur Urbański, wydaje mi się, postawił na ludzki dramat w osobie Marianne ( w tej roli niezwykła Maja Ostaszewska), która gubi siebie, ale potem już nie potrafi odnaleźć ani starej, ani nowej Marianne i skazana jest na błąkanie się w koszmarnym labiryncie, w którym każda droga jest zła. Nijaki Dawid, którego stworzył Redbad Klijnstra, a do którego miłość stała się dla bohaterki drzwiami do katastrofy, potęguję absurdalność zapętlenia, w jakie popada kobieta. I przejmujący Adam Woronowicz jako Mark - zdradzający zdradzany...

W przeciwieństwie do wielu krytyków - mi bardziej podobał się pierwszy akt. Oszczędniejszy w szafowaniu emocjami, a przez to wyrazistszy i mocniejszy. 
Całość - przejmująca. I obyło się bez, tak charakterystycznej dla sceny Teatru Rozmaitości, nagości. Spektakl zaś odbieram dzięki temu, jako studium "nagiej duszy", a nie tylko emocji nagiego ciała.

A "naga dusza" potrafi boleć...

 Fot. TR Warszawa

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z górzystej perspektywy

"Wspominactwo i inne religie"