Ryzyko mieszczanina

Do twórczych przemyśleń skłonił mnie bardzo trafny artykuł w Gazecie Wyborczej na temat teatru mieszczańskiego:

Paradoksalnie, gdyby nie byłoby Mieszczanina - nie byłoby sztuki, a przynajmniej nie rozwijałaby się ona albo była bardziej przewidywalna. Choć Mieszczanin jest jak potwór - pożera niewygodną, obrażającą go i jego poczucie przyzwoitości sztukę, trawi i wydala, a potem zachwyca się swoim produktem i uważa to za szczyt artyzmu! (Przywodzi mi to na myśl niektóre "dzieła" sztuki współczesnej wystawiane w słoiku...)
I proszę nie dać się zwieść - wcale nie chodzi tylko o nagość na scenie, czy naśmiewanie się z religii bądź wykorzystywanie jej elementów w niezbyt sakralnych celach. Teraz to jest właśnie sztuka mieszczańska.
A prawdziwa, "sztuka dla sztuki", która nie ma celu poza samą sobą, jak pisał kiedyś choćby Przybyszewski? Jestem bardzo ciekawa jej odpowiedzi, a właściwie tego, czy artyści będą taką sztukę tworzyć. Czy może pójdzie ona w zapomnienie, jako niewygodna również dla samych jej twórców?

Mieszczanin ma porażającą moc i zawsze postawi na swoim - na każdym polu - zakłamanej moralności, utylitarnej sztuki, biznesowej nauki, egoistycznej religii.

Tak się zastanawiam - kto dzisiaj jest "forpocztą ewolucji psychicznej"...

Komentarze

  1. a jakie są jeszcze tabu, bo nie wiem?
    może pieniądze?
    jedną z niewielu rzeczy o których się nie rozmawia wprost jest wysokość pensji

    OdpowiedzUsuń
  2. seks, pieniądze, religia i władza :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Z górzystej perspektywy

"Wspominactwo i inne religie"