"Tango"

Szczerze mówiąc, nigdy się nie zastanawiałam, dlaczego Mrożek kazał swoim bohaterom w ostatniej scenie tańczyć właśnie ten taniec. Na początku XX wieku chocholi taniec odbywał się przy dźwiękach weselnej wiejskiej muzyki. W II połowie XX wieku funkcję tę przejmuje tango. Dlaczego, skoro jest to taniec zmysłów?

Może wiedział, że w interpretacji jego dramatu przez Jerzego Jarockiego w Teatrze Narodowym rolę Eleonory zagra Grażyna Szapołowska, a Dominika Kluźniak będzie biegać topless po scenie?
Nagość i krzyk w teatrze nie budzą we mnie negatywnych reakcji, jeśli wynikają ze sztuki bądź z przyjętej jej interpretacji. Z "Tangiem" te dwie rzeczywistości nie mają nic wspólnego. Toteż razi wyjątkowo ich użycie. Po ludzku pisząc - bez sensu.

Całość całkiem ciekawa głownie dzięki interesującemu pomysłowi na włączenie widowni w dzianie się dramatu. W pierwszym akcie, tym, w którym wszystko stoi na głowie, widzowie usadzeni są na scenie, a właściwie wokół niej. Aktorów można niemal dotknąć i widać z bliska oszałamiającą figurę p. Szapołowskiej. W drugim akcie wszystko dzieje się po bożemu, łącznie z usadzeniem widowni. Choć końcowa scena też powinna sytuację widza przeinterpretować. W ogóle scenografia robi duże wrażenie. Nie zapchana, spójna, znacząca i odsyłająca do znaczonego. Zagospodarowanie przestrzeni ustawia cały spektakl i pozwala go widzieć w jaśniejszych barwach niż z samego ogólnego konceptu mogłoby wynikać. Nie sądzę, żeby ktoś z siedzących na widowni nie znał wcześniej tekstu Mrożka. Natomiast interpretacja kierowała oglądających ku śmiesznostce, komedyjce, a nie tragikomedii. Stąd moje lekkie rozczarowanie. Za 90 zł.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Wspominactwo i inne religie"

Z górzystej perspektywy