Wszechświat opowiadany

Meddah, turecki opowiadacz.

W filmie „The Imaginarium of doctor Parnassus” pojawia się motyw świata, który istnieje dlatego, że jest opowiadany. Gdzieś w klasztorze na krańcu świata mnisi nieustająco snują nić opowieści. Kiedy Tom Waits..., nie, kiedy diabeł, grany przez Toma Waitsa, przerywa opowiadanie, świat powinien przestać istnieć. Ale nic się nie dzieje... Diabeł tryumfuje - opowieść jest tylko ułudą, dziecinną legendą, niepotrzebną nikomu. Ale Parnassus zauważa, że skoro świat istnieje nadal, mimo przerwania przez niego opowieści, to znaczy, że ktoś, w innym miejscu, snuje ją dalej.

Świat podtrzymywany w istnieniu przez Słowo. W istocie, wszak "Na początku było Słowo...". Słowo Boga jest tak ważne, ma takie znaczenie, że jest osobą. "Przez Nie wszystko się stało, a bez Niego nic się nie stało". Można rzec, że opowieść to boski dar dla ludzi. A ten, który opowiada, jest kapłanem Słowa

Chyba we wszystkich kulturach pojawia się moment opowiadania jako odnawiania świata bądź urzeczywistniania w teraźniejszości boskich wydarzeń. W ten sposób każde opowiadanie staje się elementem religijnym, choćby dotyczyło nie wiem jak błahego i profańskiego tematu. Wszak profanum jest nieodłącznym elementem sacrum. W średniowiecznych katedrach, które w założeniu twórców były odbiciem boskiego wszechświata, swoistą o nim opowieścią, znalazły też swoje miejsce demony i maszkary, jako również elementy należące do świata stworzonego.

Słowo nie tylko stwarza, ale i ratuje życie, jak w przypadku Szeherezady, a nawet zmienia tego, który słucha...

Te refleksje nachodzą mnie zawsze, kiedy wybieram się na Festiwal Opowiadaczy, który od kilku lat organizuje Stowarzyszenie Grupa Studnia O., skupiająca właśnie opowiadaczy. Zapraszają oni co roku światowe gwiazdy opowiadania, organizują, oprócz spotkań dla dzieci i spektakli wieczornych, noc opowieści, kiedy słowo płynie, inspiruje i tworzy.

Sala podczas tych spotkań zazwyczaj jest pełna. Nie jest ona duża, ale i tak robi wrażenie ilość osób, które nie wybrały się do kina, nawet nie do teatru, tylko na opowieści. Co jest w nich takiego, co przyciąga? 

Funkcja opowiadacza związana jest z kulturą oralną. Ta zaś opiera się na monologu, ma skłonność raczej do syntezy niż do analizy (W.J. Ong, Psychodynamika oralności, tłum. J. Japola, [w:] Antropologia słowa, zagadnienia i wybór tekstów, Warszawa 2007). Związana jest ze zbiorowością, w przeciwieństwie do kultury pisma, skupiającej się na społeczeństwie i jednostce. Opowiadacz nie snuje historii dla siebie - opowieść podtrzymuje świat, a więc jest dla świata, integruje go ciągle od nowa; opowieść nadaje tożsamość społeczności, a jednostka odkrywa dzięki opowieści, kim jest. 

Poza tym: „Tekst oralny charakteryzuje się też brakiem jedności w każdym sensie. Ma charakter różnorodny, kumulacyjny, czasem zróżnicowany aż do sprzeczności. Jego części składowe są autonomiczne i dzięki temu każdorazowe wykonanie proponuje nowy porządek, bez szkody dla jakości wykonania” (A.A. Kaim, „Meddah” – turecki teatr jednego aktora. Spotkanie tradycji kultury ustnej z kulturą widowiskową, [mps], Warszawa 2008). Jest coś w tym, że „najbardziej lubimy te piosenki, które już znamy”. Opowiadacz przełamuje tę tęsknotę za powtarzalnością, która daje poczucie bezpieczeństwa, zachowując znany schemat, a jednak tworząc nową opowieść. Można by rzec, że opowiadanie zaspokaja sprzeczne pragnienia człowiecze: poszukiwanie bezpieczeństwa i nowości jednocześnie.

Opowiadacz zabiera słuchającego na swoistą wyprawę. Dzieli się tym, czego doświadczył w podróży. Tej fizycznej i tej duchowej. A może w obu jednocześnie... Wojciech Cejrowski w swojej książce Rio Anaconda wyjątkowo trafnie ukazał relację między opowieścią, a podróżowaniem:

Wyprawa nabiera sensu, kiedy się z niej powraca i zaczyna ją komuś opowiadać. Wcześniej jest tylko osobistym doświadczeniem wędrowca; na pewno rozwijającym, ale wszystko to marność, jeśli nie posłuży innym. Wielu jest podróżników przeżywających rzeczy niezwykłe. Sycą się swymi osiągnięciami, chwalą wyczynem, brylują medalami, ale nie tworzą Opowieści. Możemy ich podziwiać - tylko tyle. Mało. Bo kiedy siadają w kręgu znajomych, by opowiadać, opowiadają o sobie - ich przygody, ich wspomnienia, ich wyprawy... Toną wśród zachwyconych achów i ochów, a daleki świat, który przedeptali, nie przybliża się do nas ani o krok. Przeciwnie - staje się jeszcze bardziej niedostępny i egzotyczny. A powinno być inaczej - tak jak bywało dawniej, gdy każdy powracający w wyprawy (odkrywczej, wojennej...) był winien Opowieść tym, którzy czekali.
Opowieści mają Moc. (Różnią się bardzo od pospolitej relacji na temat: „Co się z nami działo, kiedy nas nie było"). Zostawiają ślady na duszy słuchacza. Identyczne do tych, które powstałyby w tobie, gdybyś to przeżył na własnej skórze. Słuchając Opowieści, jesteś tam i wtedy, czujesz to, co czuli obecni tam i wtedy, a to, co usłyszałeś, nie trafi na strych wspomnień, lecz bezpośrednio w mięsień twoich przeżyć, w żyłę uczuć i do bagażu osobistych doświadczeń. […]
Tak więc wyprawa nabiera sensu, gdy zamienia się w Opowieść, a początkiem Opowieści jest szczęśliwy koniec wyprawy.


Zatem siedząc na podłodze wokół opowiadacza, czy jest to festiwal, czy spektakl, czy spotkanie z podróżnikami, czy słuchamy w kuchni opowieści cioci o jej podróży do Peru, zarazem dobrze się bawimy, jak i doświadczamy wspólnoty. Odkrywamy nowe światy w całkiem znanych toposach czy postaciach. Stwarzamy, ratujemy, zmieniamy. Aż dziw bierze, że tyle dzieje się przez opowieść...


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z górzystej perspektywy

"Wspominactwo i inne religie"