Z górzystej perspektywy
![]() |
Szczyty Mięguszowieckie |
Kinga Baranowska, polska himalaistka, powiedziała jakiś czas temu:
"Zawsze powtarzałam, że w górach jak w soczewce widać to, co dzieje się na nizinach. Tam wszystko jest skondensowane, widać wszystkie emocje, ludzi takich, jakimi są. Wszystko widać jak na dłoni".
Mówiła to w kontekście ataku terrorystów na wspinaczy pod Nanga Parbat oraz bójki Szerpów ze wspinaczami pod szczytem Mount Everestu. Mi przypomniały się jej słowa w nieco niższych górach, podczas trzydniowego wypadu w Tatry. I wcale nie znaczy to, że będzie tylko negatywnie w tym wpisie.
Z plecakiem przewędrowałam z Kuźnic, przez Murowaniec, przełęcz Krzyżne, Dolinę Pięciu Stawów i Świstówkę do Morskiego Oka; potem z mniej wypchanym plecakiem weszłam na Rysy i Kazalnicę (zaiste, jak właściwa to nazwa dla tego miejsca właśnie się przekonałam). Kiedy chodzi się samemu, różne refleksje przychodzą do głowy. Mi zwłaszcza podczas pierwszych dwóch dni.
![]() |
Widok na Dolinę Pięciu Stawów z Przełęczy Krzyżne |
![]() |
Widok z "kamienia widokowego" obok Buli pod Rysami |
Kiedy w wieku lat 15 wyruszyłam na swój pierwszy obóz wędrowny w Bieszczady, nasi opiekunowie cały czas nam powtarzali, że na szlaku mijanym turystom mówi się cześć/ dzień dobry, że należy ustępować schodzącym, że w górach się nie drze, że zawsze należy mieć kurtkę i coś ciepłego na wszelki wypadek. Komórek wtedy nie było, więc tematu rozmów również. O ile jestem jeszcze w stanie zrozumieć, że w dolinach czy na drodze do Morskiego Oka może to stwarzać trudności i raczej nie praktykuje się witania, o tyle już wyżej całkowite ignorowanie innych turystów jakoś mi nie leży. Przyzwyczaiłam się, że taka życzliwość stwarza bardzo dobrą atmosferę szacunku. Zwłaszcza, kiedy idzie się samemu, to tak jakoś raźniej od razu. Na szczęście tym razem na kolejne "cześć" nie usłyszałam w odpowiedzi: "a my się znamy?", ale i tak czułam się trochę tak, jakbym na wielu osobach wymuszała tym swoim powitaniem ich reakcję. I do razu życzliwość gdzieś ucieka. Podobnie z ustępowaniem: idę z większym plecakiem, u góry karimata, ale dosyć często lądowałam w kosodrzewinie, bo się rozchichotanej grupie nie chciało zatrzymać lub przerzedzić się na szlaku.
Nie zaliczam się do taterników, nawet wytrawnym turystą nie jestem. Lubię góry, przyjeżdżam w nie, chodzę po nich, bez szaleństw (chociaż ten wyjazd to pewnego rodzaju szaleństwo było). Bywa też, że tej życzliwości i szacunku nie czuje się nie tylko od tak zwanej "stonki", ale również od znawców tematu. Kilka razy dane mi było dostrzec dumne spojrzenia zwłaszcza młodych adeptów taternictwa, ze znawstwem malującym się na twarzy dźwigających liny lub wbiegających/ zbiegających niemal po szlakach. Z trochę innej strony, ale ta sama postawa: mi się należy, bo... No i posłyszany komentarz, od trzech panów, schodzących z Krzyżnego i chwalacych się, że zrobili z plecakami Orlą Perć w 5,5 godziny, że to przesada mówić, że to trudny szlak i niektóre łańcuchy są na wyrost. &^&$#%*^ (jak to w komiksach zastępowało się przekleństwa). To jest właśnie brak wyobraźni i głupota na równi z tą u osób wychodzących w wysokie góry bez żadnego przygotowania i w przysłowiowych klapkach na Rysy.
![]() |
Widok na Rysy z Kazalnicy |
Z tych opowieści, wyszło mi, że ludzie na nizinach są: nieżyczliwi, nieodpowiedzialni, głupi, zadufani w sobie, nieempatyczni itp. Gdybym tu zakończyła, przychyliłabym się do zdania kolegi, którego poznałam w schronisku w Morskim Oku, że wszyscy ludzie są źli (oprócz niego samego). Na szczęście to nie koniec.
Czułam się wsparta na duchu, kiedy, już zmęczona wielogodzinnym marszem, widziałam w oczach i słyszałam w głosie mijających mnie innych turystów, często bardziej doświadczonych, życzliwość. To mi mówiło, że nie jest źle.
Było mi raźniej, kiedy w drodze na Rysy szłam przez pewien czas z jakimś chłopakiem, którego dogoniłam przy Czarnym Stawie, a który np. wskazał mi stadko kozic, kiedy podchodziłam do góry i miałam wzrok wbity w ziemię.
Dziękuję bardzo chłopakom (no, raczej panom już, bo to nie studenci byli) poznanym w schronisku, którzy wsparli mnie przy schodzeniu z Rys, oferując czasem swoje ramię i radę, gdzie postawić stopę, ale przede wszystkim po prostu będąc w pobliżu.
Dziękuję R., który, kiedy zostałam na Kazalnicy, rezygnując z powodu zmęczenia z wejścia na Mięguszowiecką Przęłecz pod Chłopkiem, szybko z niej schodził, nie chcąc, żebym siedziała długo sama, a potem też towarzyszył mi przy schodzeniu (a właściwie zjeżdżaniu tyłkiem po skałach).
![]() |
Morskie Oko i Czarny Staw z Kazalnicy |
Życzliwość, szacunek, empatia, pomocna dłoń jednak również występują na nizinach. I to doświadczenie dodało mi niesamowitej energii.
Komentarze
Prześlij komentarz