Czarna żółć w pastelach

Po obejrzeniu najnowszego filmu Larsa von Triera "Melancholia", doszłyśmy z koleżanką do wniosku, że lepszy koniec świata niż wojna. Chyba za mało refleksji jak na dobry film... 

Bo obraz to dość nierówny. Pierwsza część lepsza od drugiej. Aktorki pierwszoplanowe - Kirsten Dunst i Charlotte Gainsbourg - oraz aktorzy drugoplanowi (a tam same indywidualności) naprawdę świetni. Tylko ten schematyzm... W obliczu katastrofy siostry zamieniają się rolami - tej odpowiedzialnej i tej rozhisteryzowanej. 

Melancholią określa się stan psychiczny naznaczony poczuciem nieokreślonej utraty i pragnieniem, by to utracone coś odzyskać przy jednoczesnej świadomości, że jest to niemożliwe ( zob. R. Kilbansky, E.Panofsky, F. Saxl, Saturn i melancholia, przeł. A. Kryczyńska, Wyd. Universitas, Kraków 2009). O tym jest pierwsza część. Druga, to szkic zachowań ludzkich w obliczu nieuchronnej katastrofy. Tylko szkic. W dodatku dość przewidywalny.

Za to wszystko bardzo przyjemne dla oka.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z górzystej perspektywy

"Wspominactwo i inne religie"