Z górzystej perspektywy
Szczyty Mięguszowieckie Kinga Baranowska, polska himalaistka, powiedziała jakiś czas temu: "Zawsze powtarzałam, że w górach jak w soczewce widać to, co dzieje się na nizinach. Tam wszystko jest skondensowane, widać wszystkie emocje, ludzi takich, jakimi są. Wszystko widać jak na dłoni". Mówiła to w kontekście ataku terrorystów na wspinaczy pod Nanga Parbat oraz bójki Szerpów ze wspinaczami pod szczytem Mount Everestu. Mi przypomniały się jej słowa w nieco niższych górach, podczas trzydniowego wypadu w Tatry. I wcale nie znaczy to, że będzie tylko negatywnie w tym wpisie. Z plecakiem przewędrowałam z Kuźnic, przez Murowaniec, przełęcz Krzyżne, Dolinę Pięciu Stawów i Świstówkę do Morskiego Oka; potem z mniej wypchanym plecakiem weszłam na Rysy i Kazalnicę (zaiste, jak właściwa to nazwa dla tego miejsca właśnie się przekonałam). Kiedy chodzi się samemu, różne refleksje przychodzą do głowy. Mi zwłaszcza podczas pierwszych dwóch dni.