Mecz


 
Byłam wczoraj na meczu. Takim prawdziwym. Nie żadni celebryci lub 10. liga. Mecz w obcym mieście, aczkolwiek z zainteresowaniem stwierdziłam, że drużyny Śląska Wrocław i Legii Warszawa mają te same barwy, tylko odwrócone. Osobom nie w temacie o pomyłkę łatwo.

Fanów klubowej piłki nożnej proszę o wyrozumiałość, bo dotychczas mecze oglądałam tylko z okazji rozgrywek Euro lub Mistrzostw Świata. Znośne pojęcie mam zatem o drużynach narodowych, zerowe o krajowych. Stąd moje wielkie zainteresowanie, czym różni się Puchar Polski od Ekstraklasy. Już wiem.

Mityczna "żyleta" bądź "młyn" były na przeciwko mnie. Ze zdziwieniem oglądałam więc wymyślne układy choreograficzne na trybunach. Przyśpiewki rzecz znana, ale to synchroniczne machanie rękoma, skakanie, zdejmowanie koszulek - doprawdy imponujące.

Kibice nie omieszkali również wyedukować młodzież, która na wczorajszy mecz miała, w ramach promocji klubu, wstęp za darmo. Mali szalikowcy rządzili. Pijani gimnazjaliści również. Wracając zaś do edukacji pozalekcyjnej - dzieciaki siedziały na przeciwko "młyna", mogły więc całkiem dobrze zobaczyć ogromną sektorówkę (tak, tak, teraz będę posługiwać się słownictwem branżowym), na której widnieli żołnierze Armii Krajowej, a pod spodem napis: "Dzieci, czy wiecie, kim są żołnierze wyklęci?". Pewnie dziś nauczyciele w szkole im tłumaczyli... Dzieci zresztą swoją sektorówkę również rozciągnęły, aczkolwiek nie z takim pietyzmem i tak sprawnie, jak wytrawni kibice. Co nieco zdenerwowało pana animującego przez mikrofon młodzież do dopingu. Słychać było w jego głosie irytację, kiedy dzieciaki bez jego zgody zaczęły z jednej strony zwijać ogromną płachtę.
Przekonałam się zatem na własne oczy, że na mecz idzie się albo oglądać grę, albo kibicować. Wykonywanie obu czynności jednocześnie jest utrudnione. Ja zaś pobierałam nauki na temat podziału lig. A następnym razem idę na młyn. W prawidłowo ułożonych barwach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z górzystej perspektywy

"Wspominactwo i inne religie"