Przekleństwo optymizmu

Dziwnie to zabrzmi, ale czasami nie lubię być optymistką. Wbrew pozorom pesymiści mogą mieć lepiej.

Ponieważ stan smutku jest u nich dosyć ciągły i widoczny, uważani są za ludzi poważnych - żadne tam śmichy-chichy. Poważni ludzie z bogatym życiem wewnętrznym. Uduchowieni i wrażliwi. Trzeba zabiegać o ich względy, pocieszać - i to w wyrafinowany sposób, bo przecież pesymista nie zadowoli się banalnym "będzie lepiej".

Po drugiej stronie barykady - optymista. Nie pokazujący swojego smutku - a zgodnie z zasadą "czego nie widzisz - tego nie ma", uważani za ludzi bezproblemowych. Ich wystarczy poklepać po ramieniu, kiedy zdarzy się gorszy dzień. Optymista - trzpiot, niedojrzały i co najważniejsze - "nie wie, co to prawdziwe życie!". No i taki, to raczej nie może być artystą - przecież nie przeżywa głębokich dramatów i rozterek egzystencjalnych.

Te, jakże głębokie, refleksje, naszły mnie dziś, kiedy stwierdziłam, że mimo wszystko nie potrafię dołować się zbyt długo nieszczęściami w moim życiu, a raczej pokazywać tego zdołowania. W dodatku moi znajomi nie ułatwiają mi zostania pesymistką i zawsze znajdzie się ktoś, kto mnie rozbawi. Czyli na emo również się nie nadaję.

Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak może wrócić do tradycji rodzinnych i zająć się "martwymi świniami" ;)
No, mogę jeszcze napisać mail do p. Roberta Janowskiego...

Komentarze

  1. Eeeee, ale za to nikt ci się nie wtrąca, bo myślą, ze jest ok.... Zawsze wtedy można zagadać do podobnego optymisty w podobnym stanie, nie? Do mnie można jak wiesz. Nieuleczalni optymiści górą! Quiz dnia - ilu masz niepoprawnych optymistów wsród znajomych?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Wspominactwo i inne religie"

Z górzystej perspektywy