Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2010

Meandry sztuki współczesnej

Obraz
Przyznaję, sztuka współczesna jest dla mnie jedną wielką zagadką. Próbuję od jakiegoś czasu, zgodnie z mądrą radą Asi, podejść do niej na zasadzie: toleruję wszelkie pomysły artystów, wierząc, że ich liczne eksperymenty zaowocują kiedyś jakimś prawdziwym dziełem sztuki. Ale jedno wydarzenie, a właściwie "dzieło sztuki", spowodowało ostatnio, że ciśnienie poszło mi w górę. W Galerii Zachęta do lutego można oglądać wystawę prac Zbigniewa Libery, który zasłynął m.in. instalacją obozu koncentracyjnego zbudowanego z klocków lego. Pośród wielu eksponatów - bardziej i mniej ciekawych, mocniej czy słabiej przemawiających, znalazła się praca Obrzędy intymne . Jej bohaterką (jak również Perseweracji mistycznych , ale to akurat mnie nie dotknęło), jest babcia artysty, którą opiekował się on do śmierci. Niewidoma, zniedołężniała staruszka, żyjąca w swoim świecie, pokazana jest na zdjęciach oraz na filmie. Ale pokazana jest w sytuacjach szczególnych - właśnie w obrzędach intymnych. Wid

Przekleństwo optymizmu

Dziwnie to zabrzmi, ale czasami nie lubię być optymistką. Wbrew pozorom pesymiści mogą mieć lepiej. Ponieważ stan smutku jest u nich dosyć ciągły i widoczny, uważani są za ludzi poważnych - żadne tam śmichy-chichy. Poważni ludzie z bogatym życiem wewnętrznym. Uduchowieni i wrażliwi. Trzeba zabiegać o ich względy, pocieszać - i to w wyrafinowany sposób, bo przecież pesymista nie zadowoli się banalnym "będzie lepiej". Po drugiej stronie barykady - optymista. Nie pokazujący swojego smutku - a zgodnie z zasadą "czego nie widzisz - tego nie ma", uważani za ludzi bezproblemowych. Ich wystarczy poklepać po ramieniu, kiedy zdarzy się gorszy dzień. Optymista - trzpiot, niedojrzały i co najważniejsze - "nie wie, co to prawdziwe życie!". No i taki, to raczej nie może być artystą - przecież nie przeżywa głębokich dramatów i rozterek egzystencjalnych. Te, jakże głębokie, refleksje, naszły mnie dziś, kiedy stwierdziłam, że mimo wszystko nie potrafię dołować się zb

Filmowo - Wyobraźniolandia

Obraz
"The Imaginarium of doctor Parnassus" , przetłumaczone na język polski jako "Parnassus. Człowiek, który oszukał diabła", ja wolę czytać sobie neologizmem "Wyobraźniolandia doktora Parnassusa". Film, jak mało który, wyjątkowo nadaje się do wielorakich odczytywań. Zachwycił mnie motyw opowieści, która opowiadana podtrzymuje świat w istnieniu, a kiedy na całym świecie nikt już nie będzie snuł opowieści - nastąpi koniec świata. Ta niesamowita wiara w wyobraźnię trwa przez cały film. Przy czym nie jest to tak jednoznaczne i bezpieczne miejsce. W wobraźniolandii można zginąć... Niespodziewane sytuacje prowadzą czasem do nadzwyczaj dobrych rozwiązań i pomysłów...

Bałtyk na moście

Obraz
Wiedziona pragnieniem spaceru, po całym poprzednim dniu spędzonym w domu przed komputerem, ubrałam się ciepło, wzięłam aparat, aby mistyczne sceny czarno-białego zaśnieżonego miasta uwiecznić, a następnie podzielić się nimi z ludzkością, i wyruszyłam. Przedzierałam się przez zaspy, prószył śnieg, a ja zmierzałam w stronę mostu, bo nad Wisłą najlepiej mi się myśli. I dotarłam i stanęłam i zaczęłam robić zdjęcia. Na drugim się skończyło, kiedy poczułam w ustach smak zasolonego Bałtyku ,a na sobie prysznic błota pośniegowego, który zafundował mi kierowca autobusu jadącego zbyt blisko krawędzi jezdni. W mojej głowie zamiast twórczych przemyśleń pojawiło się coś, co w komiksach zazwyczaj zapisuje się w ten sposób: #@*&"^$... Ze spuszczoną głową, mokra i brudna, za to nie zdenerwowana, a rozbawiona, wróciłam w domowe pielesze. Cóż, przynajmniej kurtkę w końcu wyprałam. Życie ma tę przyjemną cechę, że zdarzają się w nim sytuacje, które skutecznie odzierają ze zbędnego patosu.

Sdzień walki z chmurami

Według Wilqowego, superbohaterzego kalendarza dziś mamy sdzień walki z chmurami . Toteż od rana walczę, choć czuję się jak Don Kichot. A właściwie to nie jak on, bo bohater Cervantesa walczył w imię idei - wyimaginowanej, ale idei. A moje ataki na wiatraki nie dotyczą idei, a: - nadmiaru pracy, a właściwie złej organizacji pracy; - drukarki, która psuje się w najmniej odpowiednim momencie; - zaspania, mimo świadomości, że MUSZĘ wstać; - mniejszej niż spodziewana zapłaty za wykonaną pracę - twórcze wyliczenia mojego małego rozumku okazały się zwodnicze; - ogólnego braku ogarnięcia. Jak zwykle działa prawo Murphy'ego :) Zastanawiające jest, że dotyczy ono przeważnie wydarzeń nieprzyjemnych. A gdyby tak seria szczęśliwych okoliczności. Np. wygrana w totka, nagroda za całokształt, złoto zamurowane w "starym domu". Tylko żeby zdobyć Dulcyneę, trzeba najpierw pokonać smoki, a tych ni ma. Same zwyczajności, mało atrakcyjne, wysoce upierdliwe. Zrobiło się osobiście i

Pozbierane, zasłyszane, obejrzane

Obraz
Refleksje różne cisną się po okresie między Świętami a Nowym Rokiem. Po pierwsze: Krzywek zimą: "Na całej połaci śnieg, w przeróżnej postaci śnieg (...) Na naszą równinę śnieg, na każdą mieścinę śnieg (...) Na dobre pobudki, na gorsze ich skutki (...), na dzionek za krótki (...), na żale, że wcale i na tak dalej ... śnieg". Biel ma niesamowite właściwości uspokajające, które odkrywa się zwłaszcza w miejscach, gdzie zagarnia wszystko. Chociaż, spokój w zbyt dużej ilości może również oznaczać brak istnienia, że tak eufemistycznie się wyrażę. Środki stylistyczne, zwłaszcza metafora, użyte w nadmiarze, powodują obłąkanie umysłu - zarówno u piszącego, jak i słuchającego. Przez przypadek słuchałam ostatnio fragmentu audycji p. Roberta Janowskiego w radiu RMF FM. Polega ona chyba na tym, że do prowadzącego wysyła się e-maile opisujące stan duszy nadawcy. Jako że redaktor bardzo liryczny jest, nastrój udziela się słuchaczom. Za bardzo... Z potoku metaforczynych bzdur za