Meandry sztuki współczesnej

Przyznaję, sztuka współczesna jest dla mnie jedną wielką zagadką. Próbuję od jakiegoś czasu, zgodnie z mądrą radą Asi, podejść do niej na zasadzie: toleruję wszelkie pomysły artystów, wierząc, że ich liczne eksperymenty zaowocują kiedyś jakimś prawdziwym dziełem sztuki.

Ale jedno wydarzenie, a właściwie "dzieło sztuki", spowodowało ostatnio, że ciśnienie poszło mi w górę. W Galerii Zachęta do lutego można oglądać wystawę prac Zbigniewa Libery, który zasłynął m.in. instalacją obozu koncentracyjnego zbudowanego z klocków lego.
Pośród wielu eksponatów - bardziej i mniej ciekawych, mocniej czy słabiej przemawiających, znalazła się praca Obrzędy intymne. Jej bohaterką (jak również Perseweracji mistycznych, ale to akurat mnie nie dotknęło), jest babcia artysty, którą opiekował się on do śmierci. Niewidoma, zniedołężniała staruszka, żyjąca w swoim świecie, pokazana jest na zdjęciach oraz na filmie. Ale pokazana jest w sytuacjach szczególnych - właśnie w obrzędach intymnych. Widzimy więc stare nagie ciało - myte, przewijane, w czasie czynności fizjologicznych. Zgadzam się na takie potraktowanie ludzkiego ciała (mimo że może mi się to nie podobać), jeśli osoba pokazywana wyraża na to zgodę i jest świadoma bycia przedmiotem działań artystycznych. Moje wzburzenie wynika jednak z tego, że artysta uczynił ze swojej babci zwykły przedmiot swoich pomysłów - tak jak krzesło, którego nie pyta się o zdanie, czy chce pełnić funkcję dzieła sztuki - po prostu się je do tego wykorzystuje. Co innego z człowiekiem, któremu w tym momencie odbiera się jego status osoby - możliwości decydowania o sobie. To już nie jest sztuka! Zwłaszcza, jeśli wykorzystanie osoby związane jest z bardzo intymnymi dziedzinami życia.
Z kolei na innej instalacji - Hermafrodyta - widzimy szereg zdjęć ze zniszczonego przez autora filmu powstałego w latach 80'. Pojawia się na nich postać dziecka, w właściwie brzuch, majtki i uda. Jak napisał sam autor - film rejestrował swobodny taniec do muzyki, który wykonywało nieświadome rejestracji dziecko. Nieświadome - jak babcia... Kolejne uprzedmiotowienie osoby, na które się nie zgadzam.
Działalność artystyczna miała być zawsze świadectwem na wyższość człowieka nad zwierzętami - stanowić o jego wyjątkowym miejscu w świecie. Uprzedmiotowienie osoby przez artystę, nie dające jej możliwości decydowania o tym, czy chce być częścią dzieła sztuki, uważam za znak ego wielkiego artysty, który czyni się kimś większym nawet od Boga, bo ten przynajmniej dał człowiekowi wolność i wybór. Niemożliwość aktu creatio ex nihilo popycha zdesperowanych swoją pychą ludzi do bardzo okrutnych działań - na różnych polach.

Artykuł oczywiście chwalący, co mi nie przeszkadza. Nie jestem krytykiem sztuki, a tylko jej odbiorcą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Wspominactwo i inne religie"

Z górzystej perspektywy