Emmanuelle w oparach absurdu
Na ulicy Ząbkowskiej w Warszawie, na Pradze, w starej kamiennicy, znajduje się knajpka "W oparach absurdu". Miejsce pełne różnych zakamarków, wytartych i zapadniętych foteli, kiczowatych obrazów, abstrakcyjnych malowideł i starych dywanów na podłodze. Do jednego z takich zaułków wchodzi się po schodach - takie skrzypiące pięterko nad barem. A tam stoliki ze starymi maszynami do szycia, drewniane krzesła, przytłumione światło z lamp, klimatyzacja (żeby klimatyczność miejsca nie zamieniła się w gorące poddasze) oraz dwie kanapy - duże, zapadające się, miękkie. Idealne miejsce, aby się wtulić i po prostu być. Otóż i niektórym wtulanie nie wystarcza. Należy jeszcze całować, dotykać, rozpinać... Licha kurteczka mająca przykryć namiętne dłonie wędrujące po ciele na nic się zdała. Ukradkowe pocałunki zamieniły się w erotyczne show wystawianie nielicznej publiczności... Potem tylko standardowe przypudrowanie noska i można wychodzić. Cóż nam pozostaje... Ognista namiętność ogarnęła tę małą przestrzeń. Tylko, że ja nie przyszłam na film, a na zwykłe pogaduchy!
Kochana, nie doceniasz porywów młodości :)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio taką scenkę widziałam w metrze.
Sasza
Oj, Aniu, chyba jednak nie "taką". Normalnie Żeromski by się nie powstydził...
OdpowiedzUsuń