Blogowo - teatralnie "Sztuka bez tytułu"

W swojej pierwszej sztuce Czechow się wysilił - jest najdłuższa, toteż rzadko grana bez skrótów. Wersja Agnieszki Glińskiej w Teatrze Współczesnym w Warszawie była oryginalna, a więc prawie czterogodzinna.

Przyznam się, że szłam z pewną obawą. Czy będzie to popis Borysa Szyca grającego Płatonowa, czy popis Płatonowa granego przez Borysa Szyca? Dwa pierwsze akty realizowały ten drugi przypadek, w trzecim do głosu doszedł niestety pierwszy, kiedy aktorowi włączyło się, wedle określenia kolegi, "knajactwo". A byłam już tak blisko tego, żeby diametralnie zmienić zdanie o Borysie Szycu. Choć, żeby być szczerą, trochę się jednak zmieniło - na lepsze.

Co mnie zachwyciło w tej sztuce, to ustawienie postaci i ruch sceniczny. Wyjątkowo plastyczne, spójne, określone i sensowne. I te piękne suknie na paniach :) - ale to dygresja. Ten "obrazkowy" odbiór przydaje spektaklowi wiele wdzięku. Pierwszy akt statyczny, drugi niezwykle dynamiczny, trzeci - jak w żywych obrazach.

I aktorzy, którzy tak dobrze wywiązali się ze swojego zadania - Leon Charewicz jako Gałgoliew - rozkosznie naiwny, a jednak trzeźwo myślący, Monika Pikuła jako wyemancypowana, a jednak pragnąca miłości Maria Grekow, Dominika Kluźniak jako Sasza - żona..., Grzegorz Daukszewicz jako uroczy Sergiusz, Janusz Michałowski jako Mikołaj Trylecki, wieczny prześmiewca i, oczywiście, Monika Krzywkowska - idealna Anna Wojnicew.

Czechow chciał, żeby na jego sztukach się śmiano - z tego absurdalnego życia, jakie prowadzimy. A ja śmiałam się tylko z gier słownych, skeczy sytuacyjnych, a nieznośny przymus istnienia...

Fot. Teatr Współczesny

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Wspominactwo i inne religie"

Z górzystej perspektywy